Po przebyciu paru kilkudniowych tras pieszych na północy Wyspy Południowej zdecydowaliśmy się przenieść nieco dalej na południe Nowej Zelandii. Podzieliliśmy drogę na kilka etapów, zatrzymując się w niektórych miejscach na dzień lub dwa. Wykorzystaliśmy tę okazję na kilka krótkich, jednodniowych spacerów, bez ciężkich plecaków.
Lodowiec Franz Josef z dwóch punktów widokowych
Jednym z naszych przystanków na zachodnim wybrzeżu był Franz Josef. Ta mała wioska jest bardzo popularnym celem podróży, gdyż leży tuż przy lodowcu Franz Josef. Jest tam wiele firm oferujących różnego rodzaju aktywności na, ponad lub tuż przy lodowcu. Wioska jest bardzo turystyczna, z wieloma hotelami, parkami wypoczynkowymi i restauracjami, ale nie wygląda na bardzo zatłoczoną. Nie mieliśmy zamiaru brać udziału w płatnych wycieczkach i postanowiliśmy zrobić coś na własną rękę. Zarezerwowaliśmy miejsce pod namiot na dwie noce w jednym z hosteli i postanowiliśmy zeksplorować ten spektakularny teren na pieszo.
W dniu, w którym przybyliśmy, po południu udaliśmy się na kilka krótkich spacerów. Pierwszy szlak poprowadził nas przez rodzimy las do rzeki i wąwozu Callery. Później przeszliśmy do tuneli Tatare, starych tuneli wodnych, które służyły do doprowadzania wody dla celów wydobycia złota. Mieliśmy ze sobą latarkę, więc zeksplorowaliśmy również tunel. Kilkaset metrów spaceru przez ciemny i wąski tunel w wodzie głębokiej po kostki. Wypatrzyliśmy również świecące robaczki, gdy wyłączyliśmy światło. Oba szlaki były bardzo przyjemne i łatwe, idealne na popołudniowy spacer.
Na następny dzień zaplanowaliśmy przejść szlak Alex Knob, na szczyt, który oferuje wspaniałe widoki na lodowiec, góry i krajobraz. Prognoza pogody nie wyglądała obiecująco, zapowiadano deszczy. Rano nad górami wisiały ciemne chmury, ale byliśmy zdeterminowani, aby iść, mając nadzieję na najlepsze. Najpierw przeszliśmy kilka kilometrów wzdłuż drogi do parkingu, skąd wychodzi szlak. Stamtąd ścieżka wspina się równo pod górę, od nizinnych lasów na alpejskie łąki i pola trawiaste. Trudność tej ścieżki tkwi we wzniesieniu do pokonania, niż w samej ścieżce, chociaż ta może tyć trudna, gdy jest mokra i śliska. Są tam dwa punkty widokowe po drodze. Na pierwszym jeszcze mogliśmy zobaczyć część lodowca pod chmurami i za mgłą. Drugi punkt widokowy przedstawiał jedynie chmury. Kontynuowaliśmy wspinaczkę i zaczęło mżyć, a potem padać. O dziwo przy tej pogodzie, spotkaliśmy kilku ludzi w drodze na górę, lub którzy już schodzili.Dotarliśmy na szczyt i zrobiło się całkiem zimno i mokro, założyliśmy więc kurtki przeciwdeszczowe. Niestety nie mieliśmy szczęścia i chmury zasłoniły nam cały widok. Musieliśmy użyć naszej wyobraźni, ale i tak dobrze się bawiliśmy. Jako że zabraliśmy ze sobą niezbędny sprzęt, usadowiliśmy się na przerwę na kawę schronieni pod naszą płachtą biwakową, którą w końcu mogliśmy wykorzystać! Kiedy zaczęliśmy schodzić, pogoda się poprawiała z każdą godziną. Przestało padać i zanim zeszliśmy, zza chmur wyszło słońce. Zatrzymaliśmy się na głównym parkingu i zrobiliśmy przerwę obiadową.
Pogoda się wyklarowała, dzień był jeszcze młody, a my nie byliśmy tak zmęczeni, wciąż jeszcze spragnieni byliśmy więcej widoków na lodowiec. Spojrzeliśmy na mapy i po chwili zdecydowaliśmy się skorzystać z okazji i przejść szlak Roberts Point Track, który oferuje spektakularne widoki na lodowiec, skalne ściany, wodospady i górskie szczyty. Z dobrym nastawieniem i lekkimi plecakami poruszaliśmy się szybko, mimo że ścieżka była dość trudna, miejscami wyboista i mokra, i prowadziła po wyrzeźbionych przez lód skałach, przez liczne strumienie i kilka wiszących mostów. Szlak prowadzi na platformę widokową z bezpośrednim widokiem na lodowiec Franz Josef. Zdecydowanie warty wysiłku. Przybyliśmy około godziny 18 do punktu końcowego, więc nie spędziliśmy zbyt wiele czasu tam, ale mieliśmy okazję zobaczyć lodowiec w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Wiedzieliśmy, że mamy długą drogę powrotną do wioski, więc tylko przekąsiliśmy coś, zrobiliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy powrót, tak aby te najtrudniejsze odcinki przejść, zanim zrobi się ciemno.
To był wspaniały dzień, mimo iż rano nie wyglądał obiecująco. 35 kilometrów odległości i 1900 metrów przewyższenia, to trudna, ale bardzo satysfakcjonująca wędrówka.
Szlak Skyline i szczyt Roys Peak
Wanaka jest bardzo popularnym kurortem wypoczynkowym nad brzegami jeziora Wanaka. Oferuje szereg aktywności, atrakcji i wydarzeń dla wszystkich grup wiekowych. Z wielu opcji, po długich i męczących dyskusjach, wybraliśmy wędrówki piesze…ponownie :) Na początek zdecydowaliśmy się na jednodniowy spacer, aby spokojnie zanurzyć się w pięknie tego fantastycznego rejonu.
Ponieważ chcieliśmy mieć możliwość rozpoczęcia wędrówki z Wanaka, naturalnym wyborem była wspinaczka na szczyt Roys Peak, oferujący zapierające dech w piersiach widoki na jezioro Wanaka, jego wyspy i zatoki, oraz otaczające szczyty. To jest popularny szlak, więc spodziewaliśmy się spotkać wielu ludzi w drodze na szczyt.
Z Wanaka wyruszyliśmy ścieżką Waterfall Creek, wijącą się wzdłuż brzegu jeziora, a następnie przez pastwiska dotarliśmy do parkingu, gdzie zaczyna się szlak Roys Peak. Mała przekąska i byliśmy gotowi na tę właściwą wspinaczkę. Ścieżka jest bardzo dobrze utrzymana, ale wznosi się dość stromo, od poziomu jeziora do wysokości 1578 metrów. Byliśmy pełni energii, z lekkimi plecakami i wkrótce zaczęliśmy wyprzedzać ludzi idących w górę. Jednak od czasu do czasu musieliśmy się zatrzymać, aby złapać oddech. Przez alpejskie łąki i pola trawiaste poruszaliśmy się całkiem sprawnie.
Zaczęliśmy wędrówkę w słonecznej pogodzie i z każdym metrem w górę mieliśmy lepsze widoki na jezioro i okoliczne góry. Niestety, im bliżej szczytu, pojawiało się coraz więcej chmur. W pewnym momencie zaczęło mżyć, a niskie chmury przysłoniły widok. Nie mieliśmy szans na obejrzenie wspaniałej panoramy obiecanej w przewodnikach turystycznych. Dotarliśmy na szczyt, ale nie zatrzymaliśmy się tam, i poszliśmy nieco dalej, odeszliśmy od głównego szlaku i zrobiliśmy sobie przerwę na kawę. Aby schować się przed wiatrem, schowaliśmy się za małym budynkiem technicznym pod naszą płachtą biwakową.
Mimo że pogoda nie wyglądała dobrze, postanowiliśmy kontynuować wędrówkę szlakiem Skyline. Wyposażeni kurtki i spodnie przeciwdeszczowe dla ochrony przed deszczem i zimnym wiatrem ruszyliśmy dalej. Podążając grzbietem, zeszliśmy do przełęczki, a następnie w górę na Mt Alpha. Niestety nie widzieliśmy zbyt wiele, jako że wszystko było przykryte niskimi chmurami. Od czasu do czasu chwilowe przejaśnienia dały nam wyobrażenie, jak to wyglądałoby przy bezchmurnej pogodzie. Byliśmy trochę rozczarowani, że nie zobaczymy tych wszystkich spektakularnych widoków, gdyż szlak ten był jednym z najlepszych, jakie przeszliśmy. Były odcinki z wąskimi przejściami wokół skał, ze stromym spadem z drugiej strony. Rozważaliśmy nawet przeczekanie na lepszą pogodę, ale jako że się na to nie zanosiło, szliśmy dalej powoli. Zaczęliśmy schodzić po kępach trawiastych, aż doszliśmy to drogi polnej. Kiedy wyszliśmy spod chmur, zatrzymaliśmy się na obiad. Po przerwie kontynuowalismy stopniowo w dół aż do potoku Spotts Creek, a potem przez łąki i pastwiska do parkingu Cardrona Valley, zostawiając za sobą wszystkie chmury.Wzdłuż drogi, z powrotem do Wanaki było jeszcze 10 kilometrów. Byliśmy przygotowania na to, aby iść, ale wpierw skorzystaliśmy z szansy i spróbowaliśmy złapać stopa. Szczęście było po naszej stronie, a bardzo miła pani zabrała nas pod sam kemping, gdzie mieliśmy nasz namiot.
To była bardzo miła i udana wyprawa, prawdopodobnie jedna z najlepszych jednodniowych wycieczek, jakie mieliśmy. Trochę było nam przykro z powodu chmur i tego, że w pełni nie mogliśmy docenić widoków, zwłaszcza że następnego dnia była bezchmurna pogoda.