Naturalne piękno Parku Narodowego Mount Aspiring

Odległe obszary dzikiej przyrody, długie doliny rzeczne, wysokie góry, majestatyczne lodowce, czyste alpejskie jeziora w trzecim co do wielkości parku narodowym w Nowej Zelandii. To raj dla miłośników wędrówek z dużą ilością krótkich i długich szlaków oferujących zapierające dech w piersiach krajobrazy. Mając możliwość wyboru spośród wielu opcji, zaplanowaliśmy naszą trasę od Wanaka do Glenorchy, łącząc kilka krótszych szlaków.

Do punktu początkowego było jeszcze ponad 50 kilometrów, z których część była drogą polną, ale nie byliśmy pewni czy jeździ tamtędy wiele aut. Aby uniknąć problemów, zarezerwowaliśmy transport busem. Opuściliśmy Wanaka około południa i po około 50 minutach jazdy przez spektakularną dolinę dotarliśmy do parkingu Raspberry Car Park. Zjedliśmy obiad i zaczęliśmy iść, kiedy większość ludzi wracała z całodniowych spacerów. Do pierwszej chatki, gdzie planowaliśmy się zatrzymać, było tylko 9 kilometrów. Były to przyjemny spacer przez dolinę West Matukituki, przez trawiaste pastwiska, wzdłuż rzeki, ze wspaniałymi górami, wysokimi szczytami i lodowcami.

Rozstawiliśmy namiot między drzewami i dyskutowaliśmy, czy dodatkową wycieczkę do jednej z chatek położonej dalej w dolinie. Rozważaliśmy różne opcje i zdecydowaliśmy się wykorzystać dobrą pogodę i udać się od razu na przełęcz Cascade Saddle. Ponieważ szlak przez przełęcz był długi i bardzo wymagający, chcieliśmy wcześnie zacząć. Zjedliśmy trochę i poszliśmy spać, podczas gdy pole kempingowe wypełniało się namiotami.

Wstaliśmy bardzo wcześnie, zjedliśmy śniadanie w ciemności i sprawnie się spakowaliśmy, starając się nie hałasować. Świtało już, kiedy wychodziliśmy. Na początek musieliśmy iść z włączoną latarką, jako że w lesie jeszcze było nadal ciemno. Powoli szliśmy w górę. Mieliśmy około 1400 metrów elewacji do pokonania. Wspinaliśmy się i obserwowaliśmy, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetlają górskie szczyty. Po długim i wyczerpującym marszu wyszliśmy z bukowego lasu i ponad linię drzew. Mieliśmy wspaniałe widoki na dolinę i otaczające ją ośnieżone szczyty. Dolina była cała we mgle, jako że słońce jeszcze tam nie dotarło.

Krótka przerwa z energetyczną przekąską i ruszyliśmy dalej. Teraz przez subalpejskie krzewy i trawy ścieżka wiodła nas coraz wyżej. Z każdym metrem stawało się coraz trudniej, ponieważ musieliśmy pokonać stromy grzbiet porośnięty kępami traw, ze skalnymi półkami. W pewnym momencie schowaliśmy nasze kijki, jako że musieliśmy wspinać się na obie ręce. Było to jeszcze bardziej utrudnione ze względu na ciężkie plecaki, o których musieliśmy pamiętać podczas balansowania. Spotkaliśmy kilku wspinaczy z czekanami, którzy schodzili po próbie wspinaczki na jeden z ośnieżonych szczytów. Zapewnili nas, że widoki po drugiej stronie przełęczy są wręcz nieprawdopodobne i warte wspinaczki. Szliśmy dalej, powoli czując całą tę ciężką pracę w nogach. Patrzyliśmy w górę i wyglądało na to, że szczyt jest tak blisko, zaledwie kilkanaście metrów w górę, ale każdy zakręt ujawniał kolejną ścianę, na którą trzeba było się wspiąć. Jednak robiliśmy postępy i to było ważne.

W końcu udało się! Dotarliśmy do najwyższego punktu. To była chyba najtrudniejsza wspinaczka, jaką pokonaliśmy, biorąc pod uwagę, że mieliśmy ciężkie plecaki, podejście było bardzo strome i trudne, a do pokonania mieliśmy taką wysokość. Tym bardziej satysfakcjonujące było osiągnięcie, a widok był nie z tej ziemi, tak jak obiecywali chłopaki. Zeszliśmy trochę, aż dotarliśmy do strumienia i zatrzymaliśmy się na zasłużoną przerwę na kawę z zapierającym dech w piersiach widokiem lodowca Dart Glacier.

Idąc w kierunku strumienia Cascade Creek, spotkaliśmy wędrowca, z którym mieliśmy miłą pogawędkę. Pogoda była piękna i spacer przyjemny. Po łatwych zboczach i trawiastych wypłaszczeniach dotarliśmy do przełęczy Cascade Saddle, z którego roztacza się niesamowity widok na dolinę West Matukituki. Później kontynuowaliśmy schodzenie po stromych i niestabilnych zboczach w kierunku doliny. Na końcu moreny lodowca Dart Glacier zatrzymaliśmy się na obiad i krótką przerwę. Niezwykłe miejsce. Idąc wzdłuż rzeki Dart i przeprawiając się przez kilka strumieni dopływających, przeszliśmy przez dolinę, aż dotarliśmy do linii drzew i przez krzaki dotarliśmy do miejsca kempingowego w pobliżu schroniska Dart Hut. Kolejne cudowne miejsce, spokojne z fantastycznymi widokami. Spędzilismy miły wieczór, odpoczywając w świetle zachodzącego słońca, i rozmawiając z wędrowczynią z Rumunii, która to rozstawiła namiot obok naszego.

Obudziliśmy się kolejnego pięknego dnia, powoli się spakowaliśmy i weszliśmy na szlak Rees Track. Ostre podejście zaprowadziło nas w górę i przez zbocza do mostu na rzeczce Snowy Creek. Przemierzając strome zbocza po kępach traw, wspięliśmy się na przełęczkę Rees Saddle. Od tego momentu było już w zasadzie z górki. Najpierw jednak musieliśmy pokonać stromy odcinek idący obok klifu. Na jego dole, osłonięci od wiatru znaleźliśmy miejsce nad rzeką i zatrzymaliśmy się na kawę. Po niebie krążyły chmury, ale nie padało. Spotkaliśmy kilka osób, które zmierzały w kierunku schroniska Dart Hut.

Idąc wzdłuż rzeki Rees, dość łatwą ścieżką dotarliśmy do chatki Shelter Rock Hut. Zatrzymaliśmy się tam na dłużej, zjedliśmy obiad i długo rozmawialiśmy z wędrowcem z Niemiec, którego spotkaliśmy dzień wcześniej w pobliżu Cascade Saddle. Nie mieliśmy zamiaru nocować w chatce, ruszyliśmy więc dalej, przeszliśmy jeszcze kilka kilometrów, szukając ładnego miejsca na kemping. Schodząc do linii drzew i przekraczając kilka wąwozów będących drogami lawinowymi, dotarliśmy do trawiastych wypłaszczeń w pobliżu rzeki. Przekraczając suche koryto rzeki, dostaliśmy się na trawiastą wysepkę z kilkoma drzewami i postanowiliśmy tam zorganizować obóz. Piękny spot ze znakomitym widokiem, tylko meszki sprawiały kłopoty, więc musieliśmy zakryć się od stóp do głów.

Rankiem wygonieni przez chmary meszek szybko opuściliśmy nasz spot namiotowy i kontynuowaliśmy marsz przez las bukowy do mostu nad rzeką Rees. Zatrzymaliśmy się tam na przerwę w cieniu drzew przed opuszczeniem granic Parku Narodowego. Po przerwie maszerowaliśmy po trawiastych łąkach nad brzegami rzeki Rees, przedostając się przez strumyki i rzeczki, kilka bagienek i jakieś zarośla. To była długa droga wzdłuż doliny. Słońce świeciło przez co spacer był bardziej męczący. Nie było wiele miejsc, aby ukryć się w cieniu. Po południu dotarliśmy do polnej drogi, która zaprowadziła nas do parkingu Muddy Creek. Było już dość późno, więc nie spodziewaliśmy się żadnych aut, które mogłyby nas podwieźć do Glenorchy. Kontunouwaliśmy marsz drogą szutrową wzdłuż rzeki, szukając potencjalnych miejsc na nocleg. W pobliżu rzeczki Invincible Creek dotarliśmy do małego parkingu. Rozejrzeliśmy się i wypatrzyliśmy dobre miejsce na biwak na przy rzece, z dala od drogi, więc zdecydowaliśmy się zostać. Po szybkiej kąpieli i małej przekąsce schowaliśmy się w namiocie, jako że meszki były bardzo zdeterminowane, aby pozyskać jak najwięcej krwi od nas.

Wczesnym rankiem zaczęło padać, więc nie spieszyliśmy się, żeby wstawać. Czekając na poprawę pogody, zjedliśmy śniadanie i się zdrzemnęliśmy. Jako że się nam nie spieszyło, rozważaliśmy nawet pozostanie na następny dzień, w przypadku, gdyby pogoda się nie poprawiła. Około południa wszystkie chmury się rozproszyły, wyszło słońce, więc zdecydowaliśmy się ruszyć dalej. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się złapać stopa. Niestety nie było ruchu na drodze, prawdopodobnie dlatego, że był to środek dnia, a większość ludzi jeździ tą drogą albo ranem albo wieczorem. Szliśmy więc dalej polną drogą. Niebo było bezchmurne, a słońce sprawiało, że spacer był bardziej męczący. Z szutrowej drogi wyszliśmy na drogę główną i spróbowaliśmy złapać stopa. Mieliśmy szczęście i piętnaście minut później byliśmy już w Glenorchy, gdzie spędziliśmy dwie noce.