Park narodowy Kahurangi jest drugim co do wielkości parkiem narodowym w Nowej Zelandii. W języku maoryskim Kahurangi oznacza „cenne posiadanie”, co oddaje różnorodność formacji, rodzimych roślin i unikalnych gatunków ptaków. Znaczna część tego obszaru to nietknięta dzicz o wyjątkowych krajobrazach, najstarszych skałach, szczelinach i lejach krasowych, niedostępnych wąwozach rzecznych, alpejskich łąkach i trawiastych płaskowyżach.
Po ukończeniu szlaku Abel Tasman Coast znaleźliśmy się u bram Parku Narodowego Kahurangi. Naszym naturalnym wyborem było przejście przez park i dotarcie do zachodniego wybrzeża, pytanie brzmiało tylko jak. Spędziliśmy jedną noc w Takaka, gdzie przeglądaliśmy mapy i planowaliśmy naszą następną pieszą wyprawę. W okolicy jest sporo szlaków, połączyliśmy kilka z nich (Upper Takaka Track, Starvation Ridge, Leslie-Karamea, Wangapeka) i utworzyliśmy trasę, która miała nas zaprowadzić na drugą stronę Parku Narodowego. Potem wszystko poszło szybko. Obudziliśmy się, spakowaliśmy, poszliśmy do sklepu i zrobiliśmy zapasy żywności. Pozostało jeszcze jedno zadanie do zrobienia, dostanie się do Upper Takaka, gdzie zaczynała się nasza trasa. Skierowaliśmy się poza miasto, przeszliśmy kawałek i na szczęście dość szybko udało nam się podjechać autostopem. W rezultacie, około południa byliśmy gotowi, aby rozpocząć nasz marsz.
Dzień stawał się z każdą godziną bardziej gorący, a my mieliśmy przed sobą trochę wspinania. Zanim jednak zaczęliśmy, znaleźliśmy mały strumień i zatrzymaliśmy się na obiad. Okazało się to decyzją trafioną, gdyż później nie było już wody, aż wieczorem doszliśmy do lasu. Przez większość dnia szliśmy polną drogą, nie była mocno stroma, ale równo pod górę, wyżej i wyżej. Zaczęliśmy z łąkowej doliny, ale wkrótce byliśmy już ponad nią i mieliśmy niesamowite widoki na doliny i zielone wzgórza wokoło. W rejonie tym występują osy; gdy się zatrzymywaliśmy jedyne, co się dało słyszeć, to ciągłe brzęczenie. Na szczęście dla nas, nie były agresywne, po prostu musieliśmy na nie uważać. Kiedy nadeszło późne popołudnie, zdaliśmy sobie sprawę, że możemy mieć problemy ze znalezieniem miejsca do spania. Jak to z naszym szczęściem bywa, kiedy zaczynamy szukać czegoś, nigdzie nie możemy znaleźć, mimo że w ciągu dnia widzieliśmy mnóstwo miejsc idealnych do biwakowania. Wciąż jeszcze było za daleko do jakiejkolwiek schroniska, a otoczeni byliśmy przez gęste krzaki. Z drogi polnej weszliśmy na ścieżkę, która prowadziła zboczami zbyt stromymi dla namiotu. Wieczorem ścieżka przechodziła przed bardziej płaski teren, blisko jednej z rzek. Udało nam się znaleźć kawałek ziemi, duży na tyle, aby zmieścił się na nim nasz namiot. Było tak spokojnie i cicho, tylko towarzyskie drozdy były zainteresowane tym, co robiliśmy.
Następnego dnia, po śniadaniu nad rzeką, zaczęliśmy powoli wspinać się po ścieżce wiodącej przez las. Na przerwę na kawę znaleźliśmy jeden z lepszych spotów, dużą skałę pośrodku rzeki. Udało nam się tam dojść, ponieważ poziom wody był dość niski, ale spędziliśmy czas bardzo przyjemnie. Później spotkaliśmy grupę ludzi na krótkim spacerze i jednego rowerzystę, i to byli jedyni ludzie, których spotkaliśmy tego dnia. Kiedy dotarliśmy do naturalnego schroniska pod skałą, zatrzymaliśmy się na obiad. Zaczęło wtedy mżyć, ale było na tyle ciepło, że nie zakładaliśmy kurtek przeciwdeszczowych. Wkrótce krajobraz się zmienił, ścieżka wywiodła nas z lasu, przez polany trawiaste i porośnięte porostami drzewa, dotarliśmy na płaskowyż Tableland, najwyższy punkt na szlaku Leslie-Karamea. Potem zaczęliśmy schodzić z powrotem do lasu. Jako że mżyło, ścieżka stała się śliska i musieliśmy zachować ostrożność podczas marszu. Było późne popołudnie, kiedy dotarliśmy do Splugeons Rock Shelter, małego schronienia na 5 osób. Było tak ładnie, że zdecydowaliśmy się zostać tam na noc. Następna chatka była zbyt daleko i poza tym zapowiadano deszcze. Mieliśmy spokojny wieczór ze wspaniałym widokiem. Mżawka zamieniła się w deszcz. Przez całą noc padało, zakłócając nasz sen, jako że krople deszcze padające na dach robiły tyle hałasu. Rozważaliśmy nawet pozostanie w chatce jeszcze jednego dnia, gdyby pogoda nie była najlepsza.
Rano nadal mżyło, ale niezbyt mocno, więc po spokojnym śniadaniu i herbatce spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Kontynuowaliśmy zejście i wkrótce dotarliśmy do rzeki Leslie, wzdłuż której szliśmy przez jakiś czas. Krajobraz ponownie się zmienił i teraz weszliśmy do bajkowego lasu z drzewami porośniętymi mchem i porostami, z wilgotnym podszyciem. Wczesnym popołudniem dotarliśmy do chatki Karamea Bend Hut, gdzie robiliśmy obiad. Jak dobrze było mieć możliwość siedzenia wewnątrz, ponieważ muszki były bardzo agresywne tego dnia, przez co prawie niemożliwe było przesiadywanie na zewnątrz. Ścieżka zaczęła iść wzdłuż rzeki Karamea. Wciąż mieliśmy kilka kilometrów do następnej chatki. Z mapy, ścieżka wyglądała na łatwą, taki marsz wzdłuż rzeki, ale tak nie było. Marsz był powolny, ponieważ ścieżka miejscami była wąska, prowadziła przez bujne paprocie, pnącza i zarośla, z wystającymi korzeniami, przez tarasy rzeczne, wzdłuż i po korytach rzek, a poza tym wszystko było mokre i śliskie. Kiedy dotarliśmy do chatki Crow Hut, był już wczesny wieczór. Zatrzymaliśmy się na noc w chatce, gdzie była już czteroosobowa rodzina i wędkarz. Podczas szybkiej kąpieli w rzece zostaliśmy pogryzieni przez muszki i „zaatakowani” przez węgorze, których w ogóle się nie spodziewaliśmy. Spędziliśmy miły wieczór, rozmawiając i relaksując się, starając się zadrapać się do krwi.
Obudziło nas piękne poranne słońce i po smacznym śniadaniu kontynuowaliśmy wędrówkę wzdłuż rzeki Karamea, głównie zalesionymi tarasami. W porze lunchu zatrzymaliśmy się w Venus Hut na kawę. Potem kontynuowaliśmy wzdłuż rzeki, czasem idąc korytem rzeki, czasem po klifach przy rzece. To wszystko nas spowalniało i tyle czasu nam zajęło dotarcie do następnej chatki, ile wskazywał drogowskaz. Zjedliśmy obiad w małej i wiekowej chatce Thor Hut. Było jeszcze wcześnie, więc zdecydowaliśmy się kontynuować do następnej chatki, oddalonej o 10 kilometrów. Przekroczyliśmy wiele osunięć spowodowanych trzęsieniami ziemi, które nas spowalniały, ale sama ścieżka była bardzo przyjemna. Szliśmy wzdłuż jeziora Moonstone Lake, utworzonego przez jedno z osuwisk, i prawie 3 kilometry długiego, z nagimi pniami drzew zatopionych podczas formowania się jezior. Zamiast przejść ścieżką aż do mostu, a potem z powrotem do chatki, poszliśmy na skróty i ponieważ poziom wody był niski, przekroczyliśmy rzekę i doszliśmy prosto do chatki. Spodziewaliśmy się spotkać ludzi w tej chatce, jako że byliśmy bardzo blisko szlaku Wangapeka, ale nikogo nie było. Mieliśmy więc ładną 12-osobową chatkę położoną nad rzeką tylko dla siebie, było to jedno z najlepszych miejsc, w których się zatrzymaliśmy. Szybka kąpiel w rzece i mogliśmy delektować się resztą wieczoru, podziwiając widoki.
Byłoby miło zostać jeszcze jedną noc, ale zdecydowaliśmy się iść dalej. Przekroczyliśmy rzekę przez most i wkrótce dotarliśmy do rzeki Taipo i weszliśmy na szlak Wangapeka. Ścieżka wiła się przez czerwone i srebrne lasy bukowe wzdłuż pięknych dolin. Doszliśmy do chatki Taipo Hut w porę obiadową. Trasa stopniowo stawała się coraz bardziej stroma i zaprowadziła nas stromo pod górę do przełęczki Little Wanganui Saddle, najwyższego punktu na szlaku Wangapeka. Wspięliśmy się szybciej, niż wskazywał drogowskaz mimo tego, że mieliśmy ciężkie plecaki. Na górze zrobiło się mroźno i zimno, więc nie zatrzymaliśmy się na długo i kontynuowaliśmy spacer. Minęliśmy jeziora Saddle Lakes i następnie zaczęliśmy schodzić stromo w dół do rzeki Little Wanganui. Kiedy zeszliśmy, rozważyliśmy pozostanie w niewielkiej chatce, ale jako że do schroniska Beltown Hut pozostało tylko 5 kilometrów, więc pomyśleliśmy, że uda nam się tam dotrzeć szybciej, tak jak szybko przeszliśmy przełęcz. Po małej przekąsce poszliśmy dalej. Okazało się, że były to najdłuższe 5 kilometrów tej wyprawy. Ścieżka była wąska i kręta, z korzeniami i zaroślami, które nas spowalniały. Część trasy została zniszczona przez osuwiska i zrobione były obejścia, więc musieliśmy przejść przez wiele trudnych odcinków z poprzewracanymi drzewami i wszystko to trwało dłużej, niż się spodziewaliśmy. Robiło się już ciemno, kiedy dotarliśmy do chatki Beltown Manunui Hut. Zmęczeni, ale szczęśliwi, że udało nam się przejść ten odcinek, przygotowaliśmy się na nocleg.
Spaliśmy dobrze i nie spieszyliśmy się rano, aby wstać. Ostatnia część trasy była łatwym przejściem przez trawiaste wypłaszczenia to parkingu Wangapeka Road Car Park, gdzie kończyła się nasza trasa.
Wędrówka przez Park Narodowy Kahurangi był niesamowitym doświadczeniem dzikiej przyrody w najlepszym tego słowa znaczeniu. Doliny rzek z porośniętymi lasem wzgórzami, z bogatą fauną i roślinnością tworzą idealne miejsce dla osób szukających spokojnych i odległych miejsc. Okolica jest idealna na wędrówki, kolarstwo górskie, spływy pontonami, grotołaztwo, obserwowanie flory i fauny i wędkowanie.